Botswana znalazła się na mojej wakacyjnej liście ze względu na legendarną Deltę Okavango i to ten punkt na mapie sprawił, że przeżyłam kolejną wspaniałą wyprawę 🙂 To największa delta śródlądowa na świecie – woda spływa od wyżyn Angoli aż do pustyni Kalahari.
Prawie 40% Botswany zajmują parki narodowe i rezerwaty oraz obszary zarządzania dziką przyrodą. Będzie to widoczne w tej galerii. 🙂 To tutaj znajduje się największa na świecie populacja słoni, co czasem bywa minusem ze względu na ogromne obszary zdeptanej przyrody.
Botswana słynie z kopalni diamentów – w 2021 r. znaleziono tutaj 3 największy diament na świecie (ma ponad 219 gram wagi i ponad 1000 karatów). Niestety jednym z największych problemów jest wirus HIV, którym zarażonych jest aż 30% mieszkańców.
Pierwszym punktem naszej podróży była wyspa Kubu Island, która słynie z pięknych, ok. 1000-letnich baobabów. Nasiona baobabu są jak landrynki – słodkie i twarde. Gdyby nie przepisy na lotnisku, zabrałabym kilka do Polski. 🙂

Kubu Island to sucha granitowa wyspa skalna położona w obszarze Makgadikgadi Pan, czyli największego kompleksu solnisk na świecie. Obejmuje on ok. 16 000 km2 i tworzy dno starożytnego jeziora Makgadikgadi, które zaczęło parować tysiące lat temu.
Prezenter Top Gear Jeremy Clarkson powiedział, że Kubu Island to „najbardziej zdumiewające miejsce, w jakim kiedykolwiek byłem” w odcinku Botswana Special.
Nie ma tu dostępu do wody, artykułów spożywczych i benzyny, sieci komórkowe nie działają. Jednym słowem to odludzie, na którym spędziliśmy 1 dzień. Jednak rozbicie namiotu wśród 1000-letnich baobabów, spacery w ciszy i oglądanie tej pięknej przyrody było unikalnym przeżyciem!





Oprócz baobabów na wyspie rośnie mnóstwo „false baobabs”, czyli drzew przypominających baobaby. Na początku łatwo można je pomylić.





„False baobabs” można rozpoznać po nasionach, których było na każdym drzewie mnóstwo. Są małe i czarne, zupełnie inne niż prawdziwych baobabów.


Social spiders nest – to dosyć często spotykane gniazdo jest domem dla setek małych pająków.


Po opuszczeniu Kubu Island przejeżdżaliśmy przez wioski Bushmenów. Współcześni Bushmeni (Commercial farmers) – pomimo że ubierają się w stylu zachodnim, mają dużo wspólnego ze swoimi przodkami. Są samowystarczalni, uprawiają rośliny i hodują zwierzęta (np. kozy, osiołki i konie). Do miasta udają się rzadko, np. gdy zachorują. Żeby mieć pieniądze, sprzedają zwierzę.













„Buffalo Fence” to ogrodzenie wybudowane przez rząd Botswany w strategicznych miejscach w całym kraju. Ma na celu ograniczenie przemieszczania się dzikich zwierząt do stad hodowlanych, aby nie zarażały się chorobami, głównie pryszczycą. Jest to związane z nakazem Unii Europejskiej, do której Botswana eksportuje bardzo duże ilości wołowiny. Niestety z tego powodu szlaki migracyjne wielu gatunków zostały odcięte, a dziesiątki tysięcy zwierząt zginęło z powodu braku drogi do wody i nowych pastwisk.


Następnym punktem podróży było Khama Rhino Sanctuary – projekt dzikiej przyrody powstały z inicjatywy mieszkańców, aby ratować ginące nosorożce. Oprócz białych i czarnych nosorożców oraz innych dzikich zwierząt, żyje tu ponad 230 gatunków ptaków.
Przy wjeździe do parku pan z obsługi lakierował rogi, które następnie sprzedawał jako lokalne pamiątki. Na początku pomyślałam, że to rogi nosorożców, co wywołało u mnie przerażenie, jednak po krótkiej rozmowie okazało się, że rogi należą do krowy. 🙂


Dzierzba karmazynowa (ang. Crimson-breasted shrike) to piękny, czerwony ptak, który nas przywitał po przyjeździe. 🙂


Szpak błyszczący (ang. Glossy starling) – jeden z popularniejszych ptaków w Botswanie, w słońcu nabiera zielono-niebieskich kolorów.


Bird Hide to miejsce, z którego można obserwować nosorożce nad oczkiem wodnym. Oprócz 3 nosorożców spotkaliśmy strażników, którzy czekali na kłusowników. Niestety z ich rąk ginie co roku bardzo dużo zwierząt, najwięcej zginęło podczas pandemii, pod nieobecność turystów.







W Botswanie żyje ponad 130 000 słoni, co stanowi ich największe zagęszczenie na świecie. To tłumaczy połamane drzewa i krzaki, które są dosyć częstym widokiem – krajobraz jest zniszczony przez słonie, które pokonują duże odległości w poszukiwaniu nowych obszarów z jedzeniem.
Z tym tematem wiąże się niesamowita historia – drzewa, którymi żywią się słonie nigdy nie mogą urosnąć, ponieważ są cały czas podgryzane. Ich liście uwalniają tyninę, żeby mieć gorzki smak dla słoni, w ten sposób chcą się chronić. Dlatego słonie jedzą takie drzewo przez chwilę i się oddalają. Drzewa uwalniają następnie tyninę do powietrza, która jest przenoszona przez wiatr i stanowi ostrzeżenie dla kolejnych drzew przed zbliżającymi się słońmi.





W Botswanie można spotkać członków plemienia Herero, potocznie zwanego plemieniem krów (które zamieszkuje głównie Namibię, w niewielkiej liczbie Botswanę i Angolę). To naród rolniczy, którego miarą zamożności jest liczba posiadanych krów. Kobiety manifestują swoją przynależność plemienną kolorowymi sukniami z epoki wiktoriańskiej oraz charakterystycznym kapeluszem otijkayiva w kształcie rogów bydła. Swój tradycyjny strój przejęły od żon niemieckich misjonarzy.





Nawet poza parkami narodowymi spotykaliśmy wiele zwierząt – zebry, słonie czy żyrafy to codzienny widok. 🙂





Savuti graniczy z Deltą Okavango na zachodzie i Parkiem Narodowym Chobe na wschodzie, jest jednym z najbardziej znanych afrykańskich obszarów, na których można spotkać dzikie zwierzęta. My mieliśmy ogromne szczęście – zaraz po przyjeździe spotkaliśmy małe lwiątko, miało ok. 2-3 dni, nie potrafiło jeszcze chodzić. Pewnie czekało na mamę, która go przeniesie w głąb bushu.



Prawie tak często jak zwierzęta, można było spotkać ich ślady 🙂 np. ogromny odcisk stopy słonia lub kanały wykopane przez dzikie psy, w których ukrywają się ich małe szczeniaki.




Niestety tak wygląda dziś ok. 70% Delty Okavango – łąki i sucha trawa. 10 lat temu na tych ogromnych obszarach była woda.






Pod koniec dnia spotkaliśmy lamparta. 🙂


Toko czerwonolicy (ang. Southern yellow-billed hornbill), potocznie zwany „Banana bird” to gatunek niewielkiego ptaka z rodziny dzioborożców. Żeruje głównie na ziemi i porusza się skacząc.

Czajka srokata (ang. Blacksmith lapwing) najczęściej występuje na suchych obszarach w okolicy rzek, jezior i stawów.


Gnu i guziec zaliczane są do „brzydkiej piątki Afryki”, która podobno stworzona została z powodu braku pomysłu. Mnie te zwierzęta raczej zachwycały, a guziec chcąc nie chcąc kojarzy się z Pumbą i wywołuje uśmiech na twarzy. 🙂




Kraska liliowopierśna (ang. Lilac breasted roller) to przepiękny ptak, który wyróżnia się kombinacją różnych odcieni niebieskiego na skrzydle, liliowej piersi i wydłużonych sterówek.

Najpiękniejsze miejsce wyjazdu – „Small Channel” Delty Okavango – woda porośnięta roślinami, w której skrywały się dzikie zwierzęta oraz bush wokół. Na brzegu można było dostrzec krokodyle, a po 2 stronie hipopotamy. Tutaj też pierwszy raz zobaczyłam orła. 🙂










Szpak błyszczący (ang. Glossy starling) – pomimo tego, że widziałam go mnóstwo razy, w pierwszej chwili go nie rozpoznałam. Za każdym razem może mieć inne kolory, w zależności od tego jak się ustawi do słońca.

Kob moczarowy (Kobus leche) – dosyć rzadko występująca antylopa, akurat wylegiwała się na trawie. 🙂




Rybożer afrykański (ang. African fish eagle) – gdy go spotkaliśmy, był w trakcie polowania.









Poniżej czapla oraz dziwogon żałobny – jeden z najagresywniejszych ptaków na świecie.




Udając się pod wieczór na kemping spotkaliśmy stado ok. 100 bawołów – niesamowity widok! Bawoły to jedne z nielicznych zwierząt, które atakują ludzi bez powodu. Co do zasady dzikie zwierzęta boją się nas tak samo jak my ich i bez powodu nie atakują. Atak najczęściej spowodowany jest brakiem wiedzy lub głupotą ludzi. Byłam pod wrażeniem tego, jak przewodnicy rozpoznawali zamiary zwierząt, np. po odgłosach lub pozycji ciała, która sygnalizowała, że trwa tropienie ofiary. Bawoły są wyjątkiem – w przeszłości były często zabijane przez ludzi i wykształciły w sobie przekonanie, że jeśli nie zabiją człowieka to same zaraz zginą. Atakują w ciągu kilku sekund.

Tej nocy spaliśmy na kempingu oddalonym ok. 20 metrów od rzeki, w której kąpały się hipopotamy. 🙂




Ten marabut (kolejny członek brzydkiej piątki Afryki) miał sporo szczęścia. 🙂 Tak duże szczątki mogą należeć tylko do słonia.

Kolejne szczątki słonia – mogły go zabić tylko lwy, żadne inne zwierzęta nie dadzą rady.

W Botswanie wszystkie dzieci mają obowiązek chodzić do szkoły, w przeciwnym wypadku rodzice zostaną ukarani.





Dzieci w Botswanie są ciekawe turystów, cieszą się na ich widok i chętnie się przytulają, zawsze chcą oglądać zdjęcia z aparatu. 🙂








Tak wygląda typowy cmentarz w Botswanie.



Słonie, żyrafy i zebry to najpopularniejsze zwierzęta, były praktycznie wszędzie, jednak takich widoków nigdy za wiele. 🙂







Kemping w Parku Narodowych Chobe – najbardziej luksusowy nocleg, zdecydowanie polecam. 🙂




Guźce, potocznie zwane Pumbą, były stałymi bywalcami na kempingu, czasem utrudniały przejście wąskimi uliczkami. 🙂 Mają cienkie nóżki i nastroszoną grzywkę. Wyglądają jakby były wiecznie uśmiechnięte, w rzeczywistości są mądrymi zwierzętami. Co ciekawe, mają tak krótki kark, że nie mogą dosięgnąć do ziemi, więc żerując muszą klęczeć.








Kolejne stado bawołów, tym razem na otwartej przestrzeni!

Chodzące bawoły i hipopotamy powodują poruszanie się robaków w trawie, które stanowią łatwe pożywienie dla ptaków. Stąd ich obecność obok.














Długoszpon afrykański (ang. African jacana)- kolejny ciekawy ptak, zamieszkuje subsaharyjską część Afryki, od Senegalu po Etiopię i dalej na południe.


Wężówka afrykańska (ang. African darter) – przypomina kształtem kormorany, przepiękny ptak z rozłożystymi skrzydłami.



Bocian – pomimo tego że tak często widoczny jest w Polsce – pierwszy raz widziałam, jak siedzi na zgiętych nogach.





Rzeka Chobe stanowi większą część granicy Botswany z Namibią (z pasem Caprivi). Po 2 stronie widać powiewającą na wietrze flagę Namibii.





Również w Botswanie pierwszy raz zobaczyłam kapiące się słonie – trąba wystająca z wody wyglądała bardzo śmiesznie. 🙂

Po wyjściu z wody słonie zażywają kolejnej kąpieli… piaskowej. Obsypują się piaskiem, co stanowi niesamowity widok! 🙂





Ptak obok bawoła to ibis czczony (ang. African sacred ibis) – w stanie dzikim zamieszkuje Afrykę na południe od Sahary oraz Irak.








Krokodyl nilowy – może żyć nawet 100 lat! Może też przeżyć 2 lata bez jedzenia, w ciągu dnia śpi ok. 17 godzin.




Piękny zachód słońca. 🙂


Kolejny dzień rozpoczęliśmy o 5 rano, już o wschodzie słońca udaliśmy się do bushu w poszukiwaniu lwów.


Ta kropka w wodzie to głowa krokodyla. Obok marabut – na tle kolorowego nieba wyglądał zjawiskowo! 🙂



W świecie zwierząt niesamowite jest to, że różne zachowania mają ukryte znaczenie. Zwierzęta ostrzegają się nawzajem, np. perliczki gdy odlecą na drzewa nieświadomie sygnalizują, że obok znajduje się drapieżnik.





Stepówki dwuwstęgowe (ang. Double-banded sandgrouse) to dosyć pospolite i szeroko rozpowszechnione ptaki w Afryce.


Kopiące się żyrafy – jak to powiedział przewodnik „boys will be always boys”. 🙂

Antylopy Springbook – nazywane żartobliwie „McDonalds of the bush” – są wszędzie. 🙂


Marabuty na gałęziach – widok jak z filmu.



Kempingi w Botswanie są często ozdobione afrykańskimi obrazami, historycznymi zdjęciami, książkami i figurkami, co tworzy niepowtarzalny klimat.

















Kalahari Cactus „Hoodia gordonii” – nie jest to jednak prawdziwy kaktus – należy do rodziny sukulentów Apocynaceae. Ten bezlistny i kolczasty sukulent zwany jest też kapeluszem Buszmena.



Wizyta w supermarkecie też była atrakcją. 🙂

Przejście graniczne z Zimbabwe – kilka godzin stania w kilkuosobowej kolejce… Nie ma tu komputerów, wszystko zapisywane jest ręcznie. Turystów przekraczających granicę żegnają guźce zwane Pumbą. 🙂


